English

Pariah reż. Dee ReesPariah reż. Dee Rees
Urszula Śniegowska z Sundance Film Festival 2011

27.01.2011

alive and kicking

A więc niezależne kino amerykańskie nadal jest "alive and kicking", jak tu mówią. Ma się dobrze i nie traci werwy. Właśnie spotkałam Michaela Mohana, młodego reżysera z Kaliforni, którego One Too Many Mornings zaprosiłam do konkursu filmów fabularnych American Film Festival w zeszłym roku właśnie po obejrzeniu go w Sundance. Wtedy jego film był częścią sekcji Next, gromadzącej najmniej kosztowne, a robione własnym sumptem a za to z wielkim zaangażowaniem obrazy. Dziś pokazuje swój film krótkometrażowy przed jednym z bardziej oczekiwanych "mumblecorów" tego sezonu, Uncle Kent Kenta Osborne'a i Joe'go Swanberga. Kino Egiptian (na głównej ulicy Park City), najbardziej prestiżowy obiekt festiwalu wypełnione po brzegi miłośnikami metody twórczej DIY (zrób to sam) i niewyszukanego humoru internetowej sławy dowcipnisia-komiksiarza. Film jest właściwie zapisem wydarzeń kilku dni odludka po trzydziestce, Kenta (alter ego samego współscenarzysty i głównego protagonisty), który ma najwyraźniej większość łatwość obnażania się przed kamerą niż uwodzenia dziewczyn w "realu". W tym kontekście subtelna historia "post-miłosna" Michaela Mohana, Ex-Sex wydaje się zupełnie nie na miejscu. Ale zapewne twórcom odpowiadał "awans" w postaci wprowadzenia do filmu sekcji dużo bardziej prestiżowej niż Next. Bo Uncle Kent pokazano w dziale Spotlight - ważnych dzieł wypatrzonych na innych festiwalach, obok Meek's Cutoff Kelly Reichardt (Wenecja) czy Kaboom Gregga Arakiego (Cannes, ale też AFF!).

Najlepszy film tej kategorii a dla wielu w ogóle festiwalu to kanadyjskie Incendies (Pogorzelisko), które właśnie wchodzi do polskich kin po wygranej na Warszawskim Festiwalu Filmowym.

Mam nadzieję, że do Polski trafi też Old Cats, nowy film twórców Służącej. Jest to trzymająca w napięciu relacja z życia staruszki walczącej z demencją i odciętej od świata przez zepsutą windę i jej walki o szacunek u córki-narkomanki. Gdy większość filmów amerykańskich napędza opowiadanie historii toczącej się od punktu A do B w czasie, tu mamy właściwie jakby "zamrożenie akcji", jeden dzień z życia, w którym jak w soczewce skupia się cały dramat człowieka.

Na dystrybucję zdecydowanie ma szansę także wyczekiwany film Mirandy July The Future. Podobnie jak w Ja, ty i wszyscy których znamy, artystka (jej twórczość jest przywoływana także w filmie dokumentalnym Lynn Hershman Leeson !WAR: Women Art Revolution, jako jeden z przykładów współczesnej sztuki kobiet) ogranicza się do opowiadania o sobie samej, gra (?) bohaterkę filmu, choć narratorem jest tu… chory kotek. To opowieść urocza, smutna, i nieco drażniąca egocentryzmem. Ale kto nie chce poznać Mirandy?

The Future zdecydowanie wyróżnia się spośród pozostałych filmów sekcji Premieres. Praktycznie wszystkie inne to komercyjne, hollywoodzkie szmiry. Honor Sundance jako festiwalu filmów niezależnych (który musi jednak "układać się" z wielkim biznesem) może być Red State, horror o sekcie religijnej (kulty i ich wypaczenia to zresztą temat przewijający się przez tegoroczny Festiwal) Kevina Smitha (tak, tak, tego od Clerks: Sprzedawców). Smith zbulwersował nie tylko bogobojną część społeczeństwa Utah (która protestowała przed kinem po premierowym seansie filmu), ale i branżę filmową, deklarując, że sam zajmie się dystrybucją swojego dzieła. Miejmy nadzieję, że dobrze na tym wyjdzie i film trafi do kin na świecie.

W następnej relacji podzielę się z Wami wrażeniami z pokazów dokumentalnych i… być może już wrażeniami o filmach nagrodzonych.

Do usłyszenia z mroźnego, ale słonecznego Park City!

Urszula Śniegowska

 

2.02.2011

O nagrodzonych

Czas leci i ani się spostrzegłam, a ogłoszono nagrody tegorocznego Sundance i trzeba było zbierać się do domu… Spośród 90 amerykańskich produkcji w ciągu tygodnia udało mi się obejrzeć mniej niż połowę! I jak na ironię, wcale nie wszystkie, które doceniło jury i publiczność. Łatwiejsze do przewidzenia były nagrody publiczności. Spośród wspomnianej przeze mnie w poprzedniej relacji sekcji NEXT (nowe talenty i produkcje niskobudżetowe) widownia wybrała atrakcyjny wizualnie (bohaterki filmu to pięć powabnych osiemnastolatek) to.get.her Eriki Dunton. Jak wiadomo znane jest zawsze lepsze od nieznanego, a fabuła filmu i zamglone zdjęcia przywodzą na myśl zarówno Piknik pod wiszącą skałą i Virgin Suicides, nic więc dziwnego, że mimo braku aktorskiego wyrobienia wcielających się w główne role dziewcząt i chłopców, ten thriller o dorastaniu przypadł widzom do gustu.

Właściwie nagroda publiczności dla amerykańskiego filmu dokumentalnego też nie zaskakuje: otrzymał ją Buck - portret jednego z ostatnich chyba poskramiaczy koni, który był pierwowzorem bohatera filmu Zaklinacz koni, którego jak wiadomo wspaniale odegrał Robert Redford, który jak wiadomo jest założycielem tego festiwalu… Wszystkim przypomniał się młody Sundance Kid na pędzącym rumaku przez prerię.

Zupełnie nieoczekiwanie natomiast - w moim przekonaniu jeden z lepszych filmów festiwalu - Pariah w reżyserii Dee Rees, został uhonorowany jedynie nagrodą za zdjęcia Bradforda Younga. Film, którego akcja (podobnie jak niedawnego Precious) toczy się w środowisku Afro-Amerykanów, porusza temat, który wydaje się wyrastać na jeden z przewodnich wątków tegorocznego Sundance: transseksualizm, i szerzej: akceptacja inności, odmieńców i wszelkiego typu "dziwaków". Tytułową pariaską jest śliczna dziewczyna, wychowywana w domu policjanta-maczo i bardzo kobiecej urzędniczki, która zmaga się ze swoją tożsamością płciową, bo czuje się chłopakiem. Jej złość i poczucie niezrozumienia wyraża się w poezji.

Bez wahania zgodzę się natomiast z Nagrodą Specjalną Jury. Największe wrażenie spośród filmów fabularnych sekcji US Dramatic Competition wywarł także na mnie film inspirowany Podwójnym życiem Weroniki Kieślowskiego, a zapewne także Solaris, wpisujący się w popularny ostatnio trend science-fiction - Another Earth Mike'a Cahilla. Bohaterka grana przez Brit Marling (przepowiadam jej karierę Julii Roberts) zabija w wypadku samochodowym żonę i dziecko pewnego kompozytora, nie mogąc oderwać wzroku od - to faktycznie wstrząsający widok - przepięknej i tajemniczej planety… Ziemi Drugiej (Earth II), z którą właśnie NASA nawiązało kontakt. Po wyjściu z więzienia stara się poznać popadłego w depresję mężczyznę, jednocześnie próbując dostać się na planetę, gdzie być może jej życie ułożyłoby się inaczej. Mam nadzieję, że kupiony przez Fox Searchlight tytuł nie trafi wprost na półki z DVD, bo oglądany na małym ekranie ten film straci wiele ze swego uroku.

Niestety nie udało mi się dostać na seans nagrodzonego Główną Nagrodą Jury Like Crazy, dlatego powiem jeszcze tylko, że zarówno nagroda za scenariusz za fantastycznie skonstruowany dramat rodzinny w stylu Festen Vinterberga, Another Happy Day debiutanta Sama Levinsona oraz za reżyserię dla Seana Durkina za Martha Marcy May Marlene uważam także za bardzo trafione. Tym bardziej, że ten drugi obraz jest zdecydowanie efektem zbiorowej pracy świetnego zespołu: debiutuje tu dobrze zapowiadająca się najmłodsza siostra Olsen, montażystą jest Zac Stuart-Pointer a operatorem najzdolniejszy chyba operator młodego pokolenia (znany z kilku projektów pokazywanych na pierwszym American Film Festival) Jody Lee Lipes. Mam nadzieję, że i ten film uda nam się pokazać we Wrocławiu w listopadzie.

Urszula Śniegowska

Moje AFF
Strona archiwalna 2. edycji (2011 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.americanfilmfestival.pl
Nawigator
listopad 2011
PWŚCPSN
14 15 16 17 18 19 20
Skocz do cyklu
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu:
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
aff@snh.org.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu